Błogosławieństwo Pokarmów Przed Uroczystym Posiłkiem
w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego
Ojciec rodziny lub przewodniczący zapala świecę umieszczoną na stole i mówi:
Chrystus zmartwychwstał. Alleluja.
Wszyscy odpowiadają:
Prawdziwie zmartwychwstał. Alleluja.
Następnie ktoś z uczestników odczytuje tekst Pisma Świętego.
1 Tes 5, 16-18: Zawsze się radujcie.
Bracia i siostry, posłuchajcie słów świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan.
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W Każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.
Albo:
Mt 6, 31 ab.32b-33: Nie troszczcie się zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść?
Bracia i siostry, posłuchajmy słów Ewangelii według świętego Mateusza. Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie troszczcie się zbytnio i nie mówicie: co będziemy jeść? co będziemy pić? Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane”.
Po odczytaniu tekstu przewodniczący mówi:
Módlmy się.
Z radością wysławiamy Ciebie, Panie Jezu Chryste, który po swoim zmartwychwstaniu ukazałeś się uczniom przy łamaniu chleba. Bądź z nami, kiedy z wdzięcznością spożywać będziemy te dary, i jak dzisiaj w braciach przyjmujemy Ciebie w gościnę, przyjmij nas jako biesiadników w Twoim królestwie. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Wszyscy: Amen.
Po posiłku ojciec rodziny lub przewodniczący mówi:
Uczniowie poznali Pana. Alleluja
Wszyscy: Przy łamaniu chleba. Alleluja.
Módlmy się:
Boże, źródło życia, napełnij nasze serca paschalną radością i podobnie jak dałeś nam pokarm pochodzący z ziemi, spraw, aby zawsze trwało w nas nowe życie, które wysłużył nam Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie i w swoim miłosierdziu nam go udzielił. Który żyje i króluje na wieki wieków.
Wszyscy: Amen.
Źródło: http://parafiasedziszow.pl/
Pomnik Chrystusa Króla w Małej
Sylwetka Twórcy.
Wojciech Aleksander Durek przyszedł na świat 23 marca 1888 roku w skromnej rodzinie rolniczej, która od niepamiętnych czasów zamieszkiwała w Małej. Jego rodzicami byli Marianna z Magierów i Franciszek Durek. Szybko ujawniły się jego uzdolnienia rzeźbiarskiej dlatego rozpoczął edukację artystyczną. Został wysłany do zakopiańskiej szkoły artystycznej Adama Kenara, później uczył się w Krakowskiej Szkole Techniczno - Przemysłowej, Zawodowej Szkole Artystycznej w Laas w Tyrolu, Akademii delle Belle Arti w Mediolanie, a w latach 1911 - 1915 odbywał praktykę w zakresie rzeźby w austriackim Grazu.
Rozkwit działalności artystycznej Wojciecha Durka przypadł na okres dwudziestolecia międzywojennego. W swej dojrzałej twórczości artysta podejmował się prac i zadań w rozmaitej skali, od medali począwszy na monumentalnych figurach kończąc. Malował też i rysował
Mimo sławy, Wojciech Durek nie zapominał o swoich korzeniach i rodzinnej miejscowości. Przebywając w Małej podczas ferii, spotkał się z ówczesnym proboszczem ks. Józefem Kuczkiem, który stał się inicjatorem budowy pomnika. W rozmowie z artystą ks. Kuczek poprosił go, „by coś po sobie tutaj pozostawił”, dlatego pan Durek zdecydował o wybudowaniu Figury Chrystusa Króla na najwyższym wzniesieniu w Małej. Ludność wsi chętnie pomagała przy budowie pomnika, dowożąc na górę cement, żelazo, żwir, kamienie, cegłę i wodę. Parcele pod pomnik ofiarował Feliks Książek. W ten sposób wieś polska wydała „coś”, co po dziś dzień widnieje nad Małą - dzieło monumentalne, jedyne tej wielkości w naszej części Małopolski, a być może i w całym kraju.
„ On na wzniesieniu ręce swe rozkłada,
bo wielką władzę nad tą wsią posiada.
Błogosławi ziemię w jej urodzaju
I sławą słynie w naszym pięknym kraju.”
W dwa lata po ukończeniu dzieła, w sierpniu 1939 r. zostało ono uroczyście poświęcone. W tym czasie nad Polską zebrały się ciemne chmury. W kilkanaście dni po tej uroczystości rozpoczęła się druga wojna światowa.
Pomnik Chrystusa Króla przetrwał okupację hitlerowską bez uszkodzeń. Dopiero „zwycięska Armia Radziecka” zajęła się nim w sposób szczególny . W roku 1945 pomnik został ostrzelany przez jej żołnierzy. W pobliżu pomnika znajdowała się bateria dział sowieckich. W wolnych chwilach artylerzyści strzelali do pomnika z pepeszy. Uszkodzone zostały: głowa, szyją i jedna dłoń, szczęśliwie struktura nie została naruszona. Wkrótce po wojnie Wojciech Durek przybył do Małej i naprawił powstałe ubytki.
Po wojnie pomnik był otoczony opieką przez okolicznych mieszkańców. Utrzymywało się przekonanie, że Chrystus Król uchronił mieszkańców Małej od nieszczęść wojny, a także od dwukrotnie zamierzonej, lecz nie przeprowadzonej przez hitlerowców pacyfikacji wsi.
W tym czasie pomnik był celem pielgrzymek, odprawiano przy nim okazjonalne nabożeństwa. Tymczasem pod wpływem upływu czasu i zmiennych warunków atmosferycznych cokół i figura stopniowo ulegały zniszczeniu.
W roku 1970 przeprowadzono prowizoryczny remont cokołu pomnika i wykonano wokół jego podstawy drewniane ogrodzenie. W dniach 11-12 sierpnia 1971 roku odbywała się wizytacja kanoniczna parafii, na zakończenie której pod pomnikiem Chrystusa Króla, odbyło się nabożeństwo z błogosławieństwem dzieci.
W 1976 roku - jak podaje kronika parafialna - rozprowadzono 1000 pocztówkowych zdjęć figury Chrystusa Króla „na ożywienie jego czci”.
Na przełomie lat 1989-91 upomnieli się o swój pomnik mieszkańcy wsi. Jednym z nich był Piotr Miklos , który zajął się zebraniem potrzebnych środków a także samym remontem figury. Powstało wówczas metalowe ogrodzenie, całość piedestału została otynkowana, a sama figura odmalowana. Wycięto też akacje a w ich miejsce zasadzono tuje ufundowane przez Bronisławę Skórową z Dębicy. U stóp Chrystusa Króla , na zewnątrz ogrodzenia , ustawiono ławeczki dla wiernych odwiedzających pomnik. Dużą pomoc przy tych pracach okazali także Łukasik Zdzisław i Pietrucha Czesław z Dębicy.
Dzieje Monumentu.
Wysoki na 17 metrów pomnik Chrystusa Króla w Małej , stojący w masywie Pogórza Ciężkowickiego , wykonany został ze zbrojonego betonu. Jego wyniosła sylwetka widoczna jest z oddali a spod pomnika rozpościera się piękny widok na okoliczne łagodne wzgórza, pola i lasy. Na wysokim cokole stoi monument : majestatyczna, pełnoplastyczna figura Chrystusa z szeroko rozpostartymi ramionami. Na cokole widnieje napis:
PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE .
W trzonie powyżej napisu, wykonanego charakterystyczną „międzywojenną” majuskulą, znajduje się uproszczona w rysunku tiara papieska ze stułą, a poniżej cokołu data "rok 1937."
Budowa pomnika (1936 -1937).
Wojciech Durek zdecydował się na wystawienie szkieletu konstrukcyjnego figury Chrystusa z szyn kolejowych. Dwie lub trzy szyny pionowe łączyła na odpowiedniej wysokości szyna pozioma. Na tym szkielecie, stosując drut, cement i cegłę jako wypełnienie, artysta ukształtował czterometrową postać z rozpostartymi rękoma. Całość prac wykonywał osobiście z drewnianych rusztowań przygotowanych przez swych ziomków. Piedestał zbudowany jest z lokalnego kamienia wożonego z okolicznego strumienia, łączonego cementem.
Chrystus stoi z rozpostartymi ramionami, ubrany w szaty falujące się w sposób dekoracyjny, zrytmizowany i symetryczny. Na jego piersi widnieje serce w promieniach z krzyżem i koroną cierniową. Surowa i poważna twarz jest obliczem Boga - Władcy. Postać ma doskonałe proporcje i jest pełna wyrazu. Piedestał zaprojektowany został w sposób typowy dla lat trzydziestych XX wieku. Jest to suma brył prostopadłościennych, uskokowo zmieniająca się ku górze. Na uwagę zasługuje też lokalizacja pomnika. Chrystus Król w Małej dominuje nad okolicznym pejzażem, a całość harmonijnie wpisuje się w okolicę. Równocześnie z budową pomnika zadbano o obsadzenie go zielenią wysoką. Wokół monumentu znalazły się akacje, drzewa stanowiące odwieczny symbol Męki Pańskiej.
Po 64 latach istnienia figury nadszedł czas, by zatroszczyć się o ten nadgryziony zębem czasu , wyjątkowy pomnik historii i wiary. 24 marca 2001 roku na spotkaniu 18 osobowej grupy mieszkańców Małej ukonstytuowało się Stowarzyszenie Przyjaciół Małej , które za swój cel obrało sobie działania zmierzające do renowacji pomnika i zagospodarowania jego otoczenia , a tym samym zachowanie go dla następnych pokoleń.
Stowarzyszenie liczy obecnie 29 członków. Głównym zadaniem S.P.M. stała się zbiórka funduszy na remont figury. W tym celu przygotowano i rozprowadzono pocztówki i plakaty przedstawiające figurę - jako cegiełki. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy wśród mieszkańców Małej, szukano pomocy u sponsorów.
Głównym wykonawcą remontu była firma Optimal Kraków, z Andrzejem Sukiennikiem na czele, zaś dozór konserwatorski podczas remontu sprawowała pani Monika Jamroziewicz- Filek z Krakowa.
W sierpniu i wrześniu 2002 r. przeprowadzono kompletny remont pomnika uzupełniając na nim brakujące elementy, wzmacniając jego konstrukcję „od środka”, zabezpieczając go przed działaniem warunków atmosferycznych, przywracając mu pierwotny wygląd i blask. Zmieniono także jego oświetlenie, poprawiono drogę do pomnika, ustawiono tablice informacyjne, odnowiono ogrodzenie i otoczenie pomnika.
20.10.2002 w obecności mieszkańców Małej i zaproszonych gości nastąpiło uroczyste poświęcenie pomnika po jego renowacji.
Figura Chrystusa Króla to wizytówka Małej - symbol wiary i wierności tradycji.
100 Rocznica Odzyskania Niepodległości Przez Polskę
Program słowno muzyczny przygotowany przez uczniów klasy VII i VIII
Szkoły Podstawowej w Olchowej pod kierunkiem Pana Witolda Dybki
O intencjach mszalnych, czyli o aplikacji Eucharystii.
Msza Święta uobecnieniem Ofiary Chrystusa
Malowidła zachowane w rzymskich katakumbach często przedstawiają Kościół jako kobietę na modlitwie, z szeroko otwartymi ramionami, w postawie „orantki”. W tym obrazie ukazana jest prawda, że Kościół – przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, który wyciągnął ramiona na krzyżu – ofiarowuje się i wstawia za wszystkich ludzi.
„Gdy Kościół celebruje Eucharystię, wspomina Paschę Chrystusa, a ona zostaje uobecniona. Ofiara, którą Chrystus złożył raz na zawsze na krzyżu, pozostaje ciągle aktualna: „Ilekroć na ołtarzu sprawowana jest ofiara krzyżowa, w której «na Paschę naszą ofiarowany został Chrystus», dokonuje się dzieło naszego odkupienia” (Katechizm Kościoła Katolickiego, dalej: KKK, 1364). Msza Święta uobecnia (czyni obecną) Ofiarę Krzyża, jest jej pamiątką i udziela jej owoców (KKK, 1366). Każda Msza Święta jako sakramentalne uobecnienie Ofiary Chrystusa ma te same cele, co Ofiara Krzyża.
Cel sprawowania Mszy Świętej
Celem sprawowania Mszy Świętej jest oddanie Bogu najwyższej czci, czyli uwielbienia (cultus latrenticus), a także dziękczynienie za otrzymane dobra (gratiarum actio, eucharistia). Mówimy zatem, że ze względu na Pana Boga we Mszy Świętej realizowane są dwa cele: latreutyczny i eucharystyczny. Ze względu na człowieka (ludzi) Msza Święta również powoduje skutki, które określamy jako: przebłagalny (przeproszenie) i błagalny (prośby). Cel latreutyczny, czyli chwalenie i uwielbienie Boga Ojca, przez Syna, w Duchu Świętym, wraz z celem eucharystycznym, tj. składaniem dziękczynienia Bogu za stworzenie i odkupienie, oraz cel przebłagalny, czyli wynagradzanie Bogu za ludzkie grzechy, wraz z celem błagalnym, tj. prośbą kierowaną do Boga o Jego dary i łaski, wyrażają się na różny sposób w poszczególnych częściach celebracji liturgii. W sumie każda Msza Święta ma podwójny cel: uwielbienie i złożenie dziękczynienia Bogu oraz przebłaganie i błaganie ze strony człowieka.
Owoce sprawowania Eucharystii
W każdej Mszy Świętej sam Chrystus jest Ofiarnikiem i Ofiarą. Jednak Msza Święta jest Chrystusa i Kościoła (KL, 7) czyli również – i to równocześnie – dziełem celebrującego kapłana i wiernych tworzących wspólnie zgromadzenie liturgiczne, w którym prawdziwie obecny jest Kościół (KK, 26). Gdy wierni świeccy znajdują się w stanie łaski, Msza Święta daje im wzrost życia Bożego, czyni zadość za ich grzechy i wyprasza łaski. Natomiast tym, którzy nie są w stanie łaski, wyprasza tę łaskę.
Stąd rozstrzygnięcie prawa kościelnego, aby kapłan celebrujący Mszę Świętą był w stanie łaski. Tak samo i wierni świeccy przyjmujący Komunię Świętą (Kodeks Prawa Kanonicznego, dalej: KPK, 916). Zatem przez owoce Mszy Świętej rozumie się skutki, jakie zbawcza moc Ofiary Krzyżowej, uobecniona w Eucharystii, powoduje w ludziach, kiedy przyjmują ją w wolny sposób, z wiarą, nadzieją i miłością do Chrystusa. Owoce te niosą w sobie wzrost łaski uświęcającej i spotęgowanie egzystencjalnego zjednoczenia z Chrystusem, według szczególnego sposobu, jaki ofiaruje Eucharystia.
Chociaż skutki zbawczej Ofiary Chrystusa uobecniane w każdej Eucharystii są te same, to jednak owoce świętości nie są identyczne dla wszystkich jej uczestników, gdyż zależą one od włączenia każdego w celebrację liturgiczną i od stopnia jego wiary i pobożności.
Różnorodność owoców Mszy Świętej ze względu na jej uczestników
W Kościele ze względu na osoby uczestniczące w celebracji rozróżnia się trzy rodzaje owoców Mszy Świętej.
1. Wspólny (generalis, communis, universalis) wypływa z Ofiary kapłana celebrowanej w imieniu Chrystusa i Kościoła, w której kapłan zawsze modli się za całą wspólnotę, czyli za cały Kościół, tj. żywych i zmarłych. Owoc ten spływa na cały Kościół nawet przy braku specjalnej intencji, tj. braku aplikacji ze strony kapłana. Kapłan nie może tego owocu wyłączyć.
W KKK (1368) czytamy, że: „Kościół, który jest Ciałem Chrystusa, uczestniczy w ofierze swojej Głowy. […] Ofiara Chrystusa obecnego na ołtarzu daje wszystkim pokoleniom chrześcijan możliwość zjednoczenia się z Jego Ofiarą”. Z tą Ofiarą jednoczą się nie tylko wierni żyjący na ziemi, lecz także ci, którzy już są w chwale nieba (KKK,1370). Ofiara eucharystyczna jest także składana za wiernych zmarłych w Chrystusie, „którzy jeszcze nie zostali całkowicie oczyszczeni”, by mogli wejść do światłości i pokoju Chrystusa (KKK, 1371). Tak więc w owocach wspólnych (generalnych, uniwersalnych) każdej sprawowanej Mszy Świętej uczestniczy cały Kościół.
2. Szczególny-specjalny (ministerialis, medius) – jest to owoc, który spływa z Mszy Świętej wskutek wyraźnej aplikacji kapłana celebrującego. Spływa na tego, za kogo Msza Święta jest celebrowana. Owoc ten albo uprasza łaskę, albo ma charakter przebłagalny lub zadośćuczynny. Osoba, której celebrans przeznacza ten owoc, osiąga go w sposób niechybny, jeśli tylko nie stawia przeszkody do jego osiągnięcia. To właśnie ten rodzaj owocu Eucharystii mają na uwadze wierni, gdy „zamawiają Msze Święte u kapłanów”. Kiedy w czasie Mszy słyszymy zapowiedź, w jakiej intencji (intencjach) jest ona sprawowana, oznacza to, że kapłan (kapłani) aplikują szczególny-specjalny owoc sprawowanej Eucharystii w ogłoszonej intencji (ogłoszonych intencjach). Nie oznacza to, że wszyscy uczestniczy tej Mszy mają obowiązek przedstawiania Bogu tej intencji. Zapewne w tej intencji we Mszy będzie uczestniczyła osoba „zamawiająca” daną intencję oraz wierny w jakiś sposób związany z „odprawianą intencją”. Jednak każdy wierny „przychodzi na Mszę z własną intencją”.
3. Osobisty (specialissimus) owoc przysługuje wyłącznie samemu celebransowi z racji godnie złożonej Ofiary. Ten owoc również może mieć charakter błagalny, przebłagalny i zadośćuczynny. Powoduje on wzrost osobistej świętości kapłana. Celebrans więc nie może go w całości przekazać innym, co jednak nie oznacza, że nie może modlić się w osobistych intencjach w tej samej Mszy, której owoce szczególne aplikuje w intencji wskazanej przez wiernych. Absolutnie jednak nie można tego owocu aplikować jako drugiej intencji, za którą przyjąłby ofiarę w tej samej Mszy.
Aplikacja Mszy Świętej
W teologii i prawie kanonicznym funkcjonuje użyte już wyżej określenie: „aplikacja Mszy”. Słowo „aplikacja” pochodzi z łaciny: „applicatio” i oznacza przydzielenie, zastosowanie. Aplikacja Mszy, to odprawienie przez kapłana Eucharystii w określonej intencji, czyli przydzielenie jej szczególnego-specjalnego owocu. Aplikacja Mszy nie niesie ze sobą żadnego automatyzmu zbawienia. Owoce Mszy nie „docierają” mechanicznie do osób, którym są aplikowane, lecz przyjmowane są przez nie w zależności od ich zjednoczenia z Bogiem przez wiarę, nadzieję i miłość. Zgodnie z tradycją Kościoła, owoce Mszy Świętej mogą być aplikowane w jakiejkolwiek godziwej intencji. Można je więc ofiarowywać w intencjach żywych i zmarłych, w potrzebach własnych, Kościoła, świata itd. Jednak zamówiona intencja musi być godziwa, nie wolno bowiem ofiarowywać owoców Mszy Świętej w intencjach złych ze swej natury, np. życząc komuś czegoś złego.
Nie można również aplikować Mszy za świętych i błogosławionych, ponieważ są zbawieni. Co się tyczy świętych i błogosławionych, można aplikować odnośnie do pomnożenia ich kultu. Podobnie do Sług Bożych aplikuje się Msze o ich beatyfikacje. Pięknym zwyczajem w Kościele jest troska o aplikowanie Mszy za konkretnych zmarłych czy za „dusze w czyśćcu cierpiące”. Niepoprawne jest jednak sformułowanie intencji Mszy czy modlitwy, za „dusze znikąd nie mające ratunku”, bo takich po prostu nie ma. Kościół bowiem w każdej Mszy (i nie tylko) modli się za wszystkich zmarłych.
Przed Kodeksem Prawa Kanonicznego z 1917 roku pojawiły sie dyskusje, czy rzeczywiście kapłan za wszystkich, oprócz wyżej wymienionych, żyjących i zmarłych może aplikować Mszę. Zastanawiano się, czy można aplikować Mszę za heretyków występujących przeciwko Kościołowi. Obecnie nie ma takich wątpliwości. Można aplikować za nieochrzczonych, heretyków, ekskomunikowanych o ich nawrócenie. Jednak okoliczności nakazują, aby czynić to bez rozgłosu. Można również aplikować Mszę za katolików, którym odmówiono pogrzebu katolickiego. Odmowa pogrzebu katolickiego zawiera w sobie zakaz celebrowania Mszy Świętej pogrzebowej (KPK, kan. 1185), czyli celebrowania jej w sposób publiczny jako pogrzebowej. Jednak owoce Mszy Świętej mogą być aplikowane zmarłym, którym odmówiono pogrzebu katolickiego.
W czasie ogłaszania intencji Mszy Świętej możemy np. usłyszeć, że „jeden z kapłanów odprawia w pewnej intencji”. Oznacza to, że ten kapłan również może jej nie znać, natomiast owoce sprawowanej Mszy aplikuje w intencji, jaką miała na uwadze osoba ją „zamawiająca”. W praktyce Kościoła funkcjonuje w tym przypadku pojęcie ad intentionem dantis (zgodnie z intencją dającego), w skrócie dantis. Określenie intencji Mszy Świętej przez celebransa powinno nastąpić najpóźniej przed konsekracją wina. Sprawcą aplikacji Mszy Świętej jest kapłan, który ją celebruje. Tego uprawnienia nikt nie może mu odebrać.
„Gregorianka” – specyficzna aplikacja owoców Mszy
Specyficznym sposobem aplikowania owoców Mszy Świętej jest Msza gregoriańska, nazywana potocznie gregorianką. Nazwa wywodzi się od św. Grzegorza Wielkiego (+604), który jako pierwszy polecił przez kolejne trzydzieści dni aplikować Msze za jednego zmarłego. Według prywatnych objawień, zmarły został uwolniony od kary czyśćca. Od tamtego czasu przyjęła się praktyka aplikowania w ciągu kolejnych trzydziestu dni Mszy Świętej za jednego zmarłego, aby został uwolniony z kar czyśćcowych. W praktyce wymagano, aby Msze gregoriańskie były aplikowane w ciągu trzydziestu kolejnych dni bez jakichkolwiek przerw, i to bez względu na przyczyny takiej przerwy. Z czasem dopuszczano pewne wyjątki, np. gregorianka mogła być przerwana na ostatnie trzy dni Wielkiego Tygodnia, jednak po tych trzech dniach należało uzupełnić aplikację Mszy, tak żeby w sumie było ich trzydzieści. W innych sytuacjach, jeśli się to działo bez winy aplikującego, były różne opinie, co do skutków ewentualnego przerwania gregorianki. Sprawę rozstrzygnęła Kongregacja Soboru 24 lutego 1967 roku wyjaśnieniem, że Msza gregoriańska, którą przerywa się z racji nie przewidzianej uprzednio przeszkody, np. nagłej choroby, albo z powodu innej, byle rozumnej przyczyny, np. Mszy pogrzebowej lub za nowożeńców, posiada te same owoce wstawiennicze, jakie dotychczas przypisywała Mszy gregoriańskiej praktyka Kościoła i pobożność wiernych. Jeśli jednak gregorianka została przerwana, to istnieje obowiązek uzupełnienia jak najszybciej aplikacji Mszy do liczby trzydziestu. Ordynariusze zostali zobowiązani do czuwania, aby w tej ważnej sprawie nie dochodziło do nadużyć. Gregoriankę może celebrować jeden kapłan albo też kolejno kilku, nawet trzydziestu, w Mszy indywidualnej lub koncelebrowanej.
Kiedy kapłan ma obowiązek aplikowania Mszy Świętej?
Prawo kościelne przewiduje sytuacje, które nakładają na kapłana obowiązek aplikowania Mszy Świętej.
Obowiązek aplikacji Mszy może wynikać z nakazu władzy kościelnej, z racji sprawowanego urzędu. Na przykład – zgodnie z kan. 534, § 1 KPK – proboszcz po objęciu parafii jest zobowiązany odprawiać Mszę za powierzony sobie lud: we wszystkie niedziele i święta nakazane we własnej diecezji. Jeżeli w jakimś dniu nie może ich odprawić wskutek uznanej przez prawo przeszkody, powinien tego dokonać w te same dni przez kogoś innego albo w innym dniu osobiście.
Zobowiązanie do aplikowania Mszy może być związane z posiadanym beneficjum, a mianowicie np. osoba przepisująca Kościołowi część lub całość swojego majątku zobowiązuje Kościół do regularnego odprawienia w jej intencji Mszy Świętej.
Jednak obecnie najczęściej kapłan przyjmuje zobowiązanie do aplikowania Mszy z racji złożonej mu na ten cel ofiary. W kan. 945, § 1 KPK czytamy: „Zgodnie z uznanym zwyczajem Kościoła, każdy kapłan celebrujący lub koncelebrujący Mszę św. może przyjąć ofiarę złożoną, aby odprawił Mszę św. w określonej intencji”.
Zatem zauważamy, że kapłan zobowiązany jest do aplikowania Mszy Świętej albo na mocy przepisów prawa kościelnego albo w oparciu o umowę, jak w sytuacji beneficjum lub przyjęcia z tej racji ofiary. W czasie „zamawiania intencji mszalnej” między ofiarodawcą a kapłanem powstaje umowa. W Kościele panuje powszechne przekonanie, że ta umowa wiąże kapłana przyjmującego ofiarę mszalną na mocy sprawiedliwości. Kapłan pod poważną odpowiedzialnością moralną jest zobowiązany do wywiązania się z tej umowy, czyli aplikowania Mszy Świętej w określonej przez ofiarodawcę intencji i w określonym czasie (jeśli był ustalony).
Oprócz wyżej wskazanych sytuacji prawodawca kościelny w § 2 przywołanego już wyżej 945 kan. KPK usilnie zaleca kapłanom, „ażeby także nie otrzymawszy ofiary odprawiali Mszę św. w intencji wiernych, zwłaszcza ubogich”.
Artykuł pochodzi z miesięcznika "Msza Święta" nr 11, listopad 2010
Wywiad Weroniki Rój z jej dziadkami oraz Panem Janem Grabowskim
Niedawno przeprowadziłam wywiad z moją babcią Krystyną i dziadkiem Jurkiem. Dziadkowie opowiadali jak było w latach 50-tych. W tym samym czasie przeprowadziłam wywiad z panem Grabowskim, który wspominał lata przed II wojną światową i czasy okupacji wojennej.
Wywiad z dziadkami
Weronika Rój: Co jedliście?
Krystyna i Jerzy Rój: Jedliśmy chleb, mleko, masło, ser. Czasem rodzice kupili nam kiełbasy. Były trzy posiłki dziennie, a oprócz tego np. jabłko, gruszka.
WR: Czym się zajmowaliście?
KJR: Paśliśmy krowy i chodziliśmy do szkoły. Gdy dorośliśmy, szliśmy z rodzicami w pole. Później szukaliśmy własnych zarobków
WR: Kiedy odrabialiście zadania?
KJ: Zadania odrabialiśmy zaraz po szkole. Rodzice pilnowali, aby czytać i się uczyć.
WR: W jakie zabawy bawiliście się?
KJ: Skakaliśmy na skakankach i graliśmy w piłkę.
WR: Jak nauczyciele oceniali w szkole?
KJ: Sprawdzali zadania domowe. Jak ktoś nie miał, to sobie „pomagaliśmy” podając zeszyt.
WR: Jakie były warunki w szkole?
KR: dziewczyny siedziały po jednej stornie klasy, a chłopcy po drugiej. Pisaliśmy piórem. Przed każdą lekcją modliliśmy się do Ducha Świętego.
WR: Jakie były kary?
KJ: Nauczyciele bili po rękach. Stawiali w kącie, zostawiali w „kozie” lub wzywali rodziców.
WR: Jakie były obowiązki?
KJ: Chodziliśmy do szkoły, kościoła.
WR: Co było w sklepach?
KJ: W sklepach był smalec, drożdże, ceres, kasza, ryż
WR: Jakie były maszyny?
KJ: Używano kos, kosiarek do zboża, ale większość prac wykonywano przy pomocy konia.
WR: Czy mieliście jakieś szczególne przygody?
KJ: Mając 19 lat chciałam pójść zabawę, ale tata schował mi buty. Niespodziewanie przyjechał ksiądz malować ławki i zobaczył, że ja płakałam. Przekonał rodziców, aby puścili mnie na zabawę.
Wywiad z Panem Janem Grabowskim
Weronika Rój: Jakie były główne posiłki?
Jan Grabowski: Głównym posiłkiem była kapusta, barszcz z bobem, ziemniaki. Chleb pieczono w swoim domu, bo w sklepach go nie sprzedawano . Mięso jedzono bardzo rzadko, średnio co dwa tygodnie. Kiełbasa była tylko na święta Wielkanocne. Jajka, masło wywożono do miasta na handel, aby zarobić pieniądze.
WR: Gdzie w Olchowej był sklep?
JG: Sklep u Żyda przed II wojną światową znajdował się na Zarzeczu, obecnie jest to miejsce niedaleko domu Pana Posłusznego. Więcej sklepów nie było, najbliższy był w Sędziszowie Młp.
WR: Co było w tym sklepie?
JG: W sklepie nie było dużo rzeczy, miedzy innymi sól, cukier, herbata, kawa, kasza jęczmienna. Był również olej, ale kosztował zbyt wiele. Nie mając pieniędzy ludzie sami wytwarzali olej, sadzili len i wyciskali. Mąkę też raczej robiło się samemu, ponieważ nie miano aż tylu pieniędzy, aby pojechać do młyna, ani na tyle zboża.
WR: W jakich ubraniach chodzono, z czego je robiono?
JG: Przeważnie w tych samych ubraniach chodzono przez cały tydzień. Ubrania (ale nie tylko, bo też szyto worki) również robiono z lnu np. koszule. Ciuchy szyli przeważnie krawcy. Bardzo mało osób miało buty. Dzieci nie miały butów, wiec do szkoły zanoszono je na plecach lub zostawały w domu. Mając buty ubierało się je tylko na wejście do kościoła, a przez drogę ściągano je i szło się na bosaka. Takie buty wytrzymywały nawet kilka lat. Robiono je za skóry, a gdy od spodu się starły, można było je przerobić na drewniaki.
WR: Czy były jakieś spotkania towarzyskie?
JG: Ludzie przeważnie spotykali się w jednym domu np. Stolarza i grali w karty. Wtedy wszyscy składali się na naftę. W moim domu były takie spotkania. Mój tata w końcu zaczął używać karbidówki, która dawała mocne oświetlenie. Świeciła ona za pomocą karbidu w postaci kostek.
WR: Jak się wracało za szkoły, to czym się zajmowano?
JG: Gdy dzieci wracały ze szkoły, szły paść krowy. Brały z sobą książkę i uczyły się.
WR: Jakie były zajęcia codzienne?
JG: Na co dzień zajmowano się rolnictwem.
WR: Dworek teraz jest już ruiną, co tam kiedyś było?
JG: Mieszkała tam pani, która była Austriaczką. Zastała zastrzelona przez partyzantkę. Chodziło się tam na zarobek. Wykonywano prace w polu, kosami koszono zboże. Aby dostać się do pracy, w kolejce stano od trzeciej w nocy. Rano wychodził zarządca i mówił np. potrzebne mi jest dzisiaj 15 osób. Odliczył od początku kolejki i ci co zostali wyznaczeni, zostawali pracować, a reszta do domu. Był to jeden z niewielu sposobów na zarabianie pieniędzy, bo oprócz pracy na dworze można było pracować u jakiegoś bogatego człowieka. Od świtu do nocy mężczyzna zarabiał 1zł, a kobieta 80gr. Jedna złotówka była warta jedną koszulę. W dworze było 18 koni, 16 do pracy, 2 wyjazdowe. Przed wojną można było jeszcze pracować przy kopaniu łopatami rzeki sieleckiej i pracy na kolei.
WR: Jeżeli pracą w polu zajmowali się mieszkańcy wsi, to kto sprzątał w dworze?
JG: Była specjalna służba, która mieszkała w czworakach, nazywało się to tak dlatego, że mieszkało tam cztery rodziny. Czworaki były na miejscu remizy. Zostały rozwalone po II wojnie światowej.
WR: Gdzie była główna droga w Olchowej?
JG: Główna droga przebiegała tam przez teren obecnego Zarzecza.
WR: Czy były jakieś zabawy taneczne?
JG: Tak już po wojnie jak zbudowano remizę, tam odbywały się zabawy.
WR: Gdzie znajdowała się szkoła?
JG: Szkoła przed wojną była murowana, znajdowała się naprzeciwko stadionu. Było tam cztery klasy. Uczyła tylko jedna nauczycielka. Łączono po dwie klasy 1 z 2 uczyły się razem i 3 z 4. Później szkołę przeniesiono do dworku, gdzie utworzono 7 klas.
WR: Jakich przedmiotów uczono?
JG: Uczono miedzy innymi historii, polskiego, matematyki, wychowana fizycznego, który był średnio co dwa tygodnie polegający na tym, że chodziło się w pole , robiono na drutach, szydełkowano.
WR: Czym się pisało?
JG: W pierwszej klasie jeszcze pisałem na marmurowych tabliczkach, po których pisało się kredą. Później juz były zeszyty.
WR: Gdy się ktoś nie uczył, to co robiono z takim delikwentem?
JG: Gdy się taki ktoś nie uczył, to zostawał w tej samej klasie. Czasami były przypadki, że nie przechodziło się do następnej klasy przez siedem lat.
WR: Czy były jakieś surowe kary?
JG: Tak, w szkole nauczycielka biła po rękach po głowie kijem, a ksiądz linijką, klęczano również na kamieniach. W domu również bito za to, że coś się źle zrobiło.
WR: Czy w zimie w szkole było ciepło czy zimno?
JG: Był piec, ale tak naprawdę niewiele dawał.
WR: Ile lat trzeba było chodzić do szkoły?
JG: Jeżeli ktoś ukończył 4 klasy przed wojną, to wystarczyło, ale już po wojnie trzeba było skończyć 7 klas, a kto się dostał do Sędziszowa Młp. do szkoły, to nadal się uczył.
WR: Były jakieś przerwy między-świąteczne albo ferie zimowe?
JG: Nie, cały czas chodziło się do szkoły. Były tylko 2 miesiące wakacji.
WR: Ile sal było w szkole?
JG: Była jedna sala lekcyjna. W drugiej pani hodowała jedwabniki. Ponieważ nauczycielka tam mieszkała, były jeszcze pomieszczenia dla niej.
WR: Czy podczas wojny była nauka w szkole?
JG: Nie, w 1943r. została zamknięta na 2 lata. W czasie wojny ze szkoły zrobiono szpital, w którym leczył rosyjski Doktor. Dopiero 25 lipca 1940r. przybyli do Olchowej niemieccy żołnierze.
WR: Czego uczono się na historii?
JG: Przed wojną, o Egipcie i wszystkich Królach Polskich, a po wojnie zaczęto uczyć o Stalinie, Leninie.
WR: Gdzie była religia przed wojną?
JG: Ksiądz przyjeżdżał do szkoły i uczył Religii.
WR: Czy były wycieczki szkolne?
JG: Były piesze wycieczki jedynie do lasu. Las był dworski, będąc tam zbieraliśmy grzyby lub jagody dla nauczycielki. Zwykli ludzie do lasu mogli wchodzić tylko za pozwoleniem, lecz gdy złamali zasadę, mieli wyznaczoną karę w postaci pracy w polu a darmo.
WR: W jakie zabawy bawiły się dzieci?
JG: Robiły sobie piłkę z płótna i trocin lub brały obręcz metalową z beczki. Zabawki były do kupienia tylko w miastach.
WR: Jak się odbywała Pierwsza Komunia Święta?
JG: Wszystkie dzieci z parafii Sędziszów miały w tym samym czasie komunię, wiec czasami był cały kościół dzieci.
WR: Jakich działań dopuścili się Niemcy?
JG: Gdy przybyli do Olchowej, zaczęli wysadzać mosty, budki. Przebywając w ukryciu obserwowałem Niemców, którzy wysadzają most, uderzył mnie w palec odskakujący kamień, prawie mi go oderwało. Skorzystałem ze szpitala w szkole, gdzie zaopatrzono mój palec. Niemieccy żołnierze zbudowali stację kolejową w Będziemyślu.
WR: Czy olchowianie byli lubiani przez swoich sąsiadów?
JG: Większość ludzi akceptowała olchowian, jedynie dąbrowianie ich nie tolerowali.
WR: Czy pamięta Pan jakieś szczególne historie z własnego życia?
JG: Tak, pamiętam wiele ze swojego życia. Jednak najbardziej zapamiętuje się historie, które są zagrożeniem zdrowia i życia. Będąc w klasie pierwszej oślepłem na jedno oko. Początkowo rodzice bagatelizowali tę przypadłość. Dopiero nauczycielka zainterweniowała i poprosiła mamę, aby zawiozła mnie do lekarza. Wieczorem przyszła pani, która doradziła mamie, aby zasypała mi oko cukrem. Rano nie widziałem już na oba oczy. Pojechaliśmy do znachora w Dąbrowej, jednego znachora „doktora” w okolicy. Dał mi krople i maść, którą stosowałem dwa miesiące i po tym odzyskałem wzrok.