Wywiad Weroniki Rój z jej dziadkami oraz Panem Janem Grabowskim

 

Niedawno przeprowadziłam wywiad z moją babcią Krystyną i dziadkiem Jurkiem. Dziadkowie opowiadali jak było w latach 50-tych. W tym samym czasie przeprowadziłam wywiad z panem Grabowskim, który wspominał lata przed II wojną światową i czasy okupacji wojennej.

 

Wywiad z dziadkami

 

Weronika Rój: Co jedliście?

Krystyna i Jerzy Rój: Jedliśmy chleb, mleko, masło, ser. Czasem rodzice kupili nam kiełbasy. Były trzy posiłki dziennie, a oprócz tego np. jabłko, gruszka.

WR: Czym się zajmowaliście?

KJR: Paśliśmy krowy i chodziliśmy do szkoły. Gdy dorośliśmy, szliśmy z rodzicami w pole. Później szukaliśmy własnych zarobków

WR: Kiedy odrabialiście zadania?

KJ: Zadania odrabialiśmy zaraz po szkole. Rodzice pilnowali, aby czytać i się uczyć.

WR: W jakie zabawy bawiliście się?

KJ: Skakaliśmy na skakankach i graliśmy w piłkę.

WR: Jak nauczyciele oceniali w szkole?

KJ: Sprawdzali zadania domowe. Jak ktoś nie miał, to sobie „pomagaliśmy” podając zeszyt.

WR: Jakie były warunki w szkole?

KR: dziewczyny siedziały po jednej stornie klasy, a chłopcy po drugiej. Pisaliśmy piórem. Przed każdą lekcją modliliśmy się do Ducha Świętego.

WR: Jakie były kary?

KJ: Nauczyciele bili po rękach. Stawiali w kącie, zostawiali w „kozie” lub wzywali rodziców.

WR: Jakie były obowiązki?

KJ: Chodziliśmy do szkoły, kościoła.

WR: Co było w sklepach?

KJ: W sklepach był smalec, drożdże, ceres, kasza, ryż

WR: Jakie były maszyny?

KJ: Używano kos, kosiarek do zboża, ale większość prac wykonywano przy pomocy konia.

WR: Czy mieliście jakieś szczególne przygody?

KJ: Mając 19 lat chciałam pójść zabawę, ale tata schował mi buty. Niespodziewanie przyjechał ksiądz malować ławki i zobaczył, że ja płakałam. Przekonał rodziców, aby puścili mnie na zabawę.

 

 

Wywiad z Panem Janem Grabowskim

 

Weronika Rój: Jakie były główne posiłki?

Jan Grabowski: Głównym posiłkiem była kapusta, barszcz z bobem, ziemniaki. Chleb pieczono w swoim domu, bo w sklepach go nie sprzedawano . Mięso  jedzono bardzo rzadko, średnio co dwa tygodnie. Kiełbasa była tylko na święta Wielkanocne. Jajka, masło wywożono do miasta na handel, aby zarobić pieniądze.

WR: Gdzie w Olchowej był sklep?

JG: Sklep u Żyda przed II wojną światową znajdował się na Zarzeczu, obecnie jest to miejsce niedaleko domu Pana Posłusznego. Więcej sklepów nie było, najbliższy był w Sędziszowie Młp.

WR: Co było  w tym sklepie?

JG: W sklepie nie było dużo rzeczy, miedzy innymi sól, cukier, herbata, kawa, kasza jęczmienna. Był również olej, ale kosztował zbyt wiele. Nie mając pieniędzy ludzie sami wytwarzali olej, sadzili len i wyciskali. Mąkę też raczej robiło  się samemu, ponieważ nie miano aż tylu pieniędzy, aby pojechać do młyna, ani na tyle zboża.

WR: W jakich ubraniach chodzono, z czego je robiono?

JG: Przeważnie w tych samych ubraniach chodzono przez cały tydzień. Ubrania (ale nie tylko, bo też szyto worki) również robiono z lnu np. koszule. Ciuchy szyli przeważnie krawcy. Bardzo mało osób miało buty. Dzieci nie miały butów, wiec do szkoły zanoszono je na plecach lub zostawały w domu. Mając buty ubierało się je tylko na wejście do kościoła, a przez drogę ściągano je i szło się na bosaka. Takie buty wytrzymywały nawet kilka lat. Robiono je za skóry, a gdy od spodu się starły, można było je przerobić na drewniaki.

WR: Czy były jakieś spotkania towarzyskie?

JG: Ludzie przeważnie spotykali się w jednym domu np. Stolarza i grali w karty. Wtedy wszyscy składali się  na naftę. W moim domu były takie spotkania. Mój tata w końcu zaczął używać karbidówki,  która dawała mocne oświetlenie. Świeciła ona za pomocą karbidu w postaci kostek.

WR: Jak się wracało za szkoły, to czym się zajmowano?

JG: Gdy dzieci wracały ze szkoły, szły paść krowy. Brały z sobą książkę i uczyły się.

WR: Jakie były zajęcia codzienne?

JG: Na co dzień zajmowano się rolnictwem.

WR: Dworek teraz jest już ruiną, co tam kiedyś było?

JG: Mieszkała tam pani, która była Austriaczką. Zastała zastrzelona przez partyzantkę. Chodziło się tam na zarobek. Wykonywano prace w polu, kosami koszono zboże. Aby dostać się do pracy, w kolejce stano od trzeciej w nocy. Rano wychodził zarządca i mówił np. potrzebne mi jest dzisiaj 15 osób. Odliczył od początku kolejki i ci co zostali wyznaczeni, zostawali pracować, a reszta do domu. Był to jeden z niewielu sposobów na zarabianie pieniędzy, bo oprócz  pracy na dworze można było pracować  u jakiegoś bogatego człowieka. Od  świtu do nocy mężczyzna zarabiał 1zł,  a kobieta 80gr. Jedna złotówka była warta jedną koszulę. W dworze było 18 koni, 16 do pracy, 2 wyjazdowe. Przed wojną można było jeszcze pracować przy kopaniu łopatami rzeki sieleckiej i pracy na kolei.

WR: Jeżeli pracą w polu zajmowali się mieszkańcy wsi, to kto sprzątał w dworze?

JG: Była specjalna służba, która mieszkała w czworakach, nazywało się to tak dlatego, że mieszkało tam cztery rodziny. Czworaki były na miejscu remizy. Zostały  rozwalone po II wojnie światowej.

WR: Gdzie była główna droga w Olchowej?

JG: Główna droga przebiegała tam przez teren obecnego Zarzecza.

WR: Czy były jakieś zabawy taneczne?

JG: Tak już po wojnie jak zbudowano remizę, tam odbywały się zabawy.

WR: Gdzie znajdowała się szkoła?

JG: Szkoła przed wojną była murowana, znajdowała się naprzeciwko stadionu. Było tam cztery klasy. Uczyła tylko jedna nauczycielka. Łączono  po dwie klasy 1 z 2 uczyły się razem i 3 z 4. Później szkołę przeniesiono do dworku, gdzie utworzono 7 klas.

WR: Jakich przedmiotów uczono?

JG: Uczono miedzy innymi historii, polskiego, matematyki, wychowana fizycznego, który był średnio co dwa tygodnie polegający na tym, że  chodziło się w pole , robiono na drutach, szydełkowano.

WR: Czym się pisało?

JG: W pierwszej klasie jeszcze pisałem na marmurowych tabliczkach, po których pisało się kredą. Później juz były zeszyty.

WR: Gdy się ktoś nie uczył, to co robiono z takim delikwentem?

JG: Gdy się taki ktoś nie uczył, to zostawał w tej samej klasie. Czasami były przypadki, że nie przechodziło się do następnej klasy przez siedem lat.

WR: Czy były jakieś surowe kary?

JG: Tak, w szkole nauczycielka biła po rękach po głowie kijem, a ksiądz linijką, klęczano również na kamieniach. W domu również bito za to, że coś się źle zrobiło.

WR: Czy w zimie w szkole było ciepło czy zimno?

JG: Był piec, ale tak naprawdę niewiele dawał.

WR: Ile lat trzeba było chodzić do szkoły?

JG: Jeżeli ktoś ukończył 4 klasy przed wojną, to wystarczyło, ale już po wojnie trzeba było skończyć 7 klas, a kto się dostał do Sędziszowa Młp. do szkoły, to nadal się uczył.

WR: Były jakieś przerwy między-świąteczne albo ferie zimowe?

JG: Nie, cały czas chodziło się do szkoły. Były tylko 2 miesiące wakacji.

WR: Ile sal było w szkole?

JG: Była jedna sala lekcyjna. W drugiej pani hodowała jedwabniki. Ponieważ nauczycielka tam mieszkała, były jeszcze pomieszczenia dla niej.

WR: Czy podczas wojny była nauka w szkole?

JG: Nie, w 1943r. została zamknięta na 2 lata. W czasie wojny ze szkoły zrobiono szpital, w którym leczył rosyjski Doktor. Dopiero 25 lipca 1940r. przybyli do Olchowej niemieccy żołnierze.

WR: Czego uczono się na historii?

JG: Przed wojną, o Egipcie i wszystkich Królach Polskich, a po wojnie zaczęto uczyć o Stalinie, Leninie.

WR: Gdzie była religia przed wojną?

JG: Ksiądz przyjeżdżał do szkoły i uczył Religii.

WR: Czy były wycieczki szkolne?

JG: Były piesze wycieczki jedynie do lasu. Las był dworski, będąc tam zbieraliśmy grzyby lub jagody dla nauczycielki. Zwykli ludzie do lasu mogli wchodzić tylko za pozwoleniem, lecz gdy złamali zasadę, mieli wyznaczoną karę w postaci pracy w polu a darmo.

WR: W jakie zabawy bawiły się dzieci?

JG: Robiły sobie piłkę z płótna i trocin lub brały obręcz metalową z beczki. Zabawki były do kupienia tylko w miastach.

WR: Jak się odbywała Pierwsza Komunia Święta?

JG: Wszystkie dzieci z parafii Sędziszów miały w tym samym czasie komunię, wiec czasami był cały kościół dzieci.

WR: Jakich działań dopuścili się Niemcy?

JG: Gdy przybyli do Olchowej, zaczęli wysadzać mosty, budki. Przebywając w ukryciu obserwowałem Niemców, którzy wysadzają most, uderzył mnie w palec odskakujący kamień, prawie mi go oderwało. Skorzystałem ze szpitala w szkole, gdzie zaopatrzono mój palec. Niemieccy żołnierze zbudowali stację kolejową w Będziemyślu.

WR:  Czy olchowianie byli lubiani przez swoich sąsiadów?

JG: Większość ludzi akceptowała olchowian, jedynie dąbrowianie ich nie tolerowali.

WR: Czy pamięta Pan jakieś szczególne historie z własnego życia?

JG: Tak, pamiętam wiele ze swojego życia. Jednak najbardziej zapamiętuje się historie, które są zagrożeniem zdrowia i życia. Będąc w klasie pierwszej oślepłem na jedno oko. Początkowo rodzice bagatelizowali tę przypadłość. Dopiero nauczycielka zainterweniowała i poprosiła mamę, aby zawiozła mnie do lekarza. Wieczorem przyszła pani, która doradziła mamie, aby zasypała mi oko cukrem. Rano nie widziałem już na oba oczy. Pojechaliśmy do znachora w Dąbrowej, jednego znachora „doktora” w okolicy. Dał mi krople i maść, którą stosowałem dwa miesiące i po tym odzyskałem wzrok.

 

Copyright © Parafia Olchowa pw. Matki Bożej Fatimskiej.  Projekt i wykonanie dwnet.eu

stat4u